
Miot adopcyjny
Opowiem Wam historię przypadku, historię miotu adopcyjnego 0 (zero), który dane mi było odchowywać jeszcze przed powstaniem hodowli.
Początek
Była niedziela wieczór, 22 kwiecień 2018 roku. Przeglądając internet natknęłam się na ogłoszenie udostępnione na szczurzej grupie dotyczące szczurzycy „do adopcji”. A by było ciekawiej – tego dnia niespodziewanie urodziła.
Obecny wtedy właściciel dostał samice przypadkiem, trzymał ją w ciasnej klatce, karmił biszkoptami i szynką, zamiast poidełka używał przerdzewiałej zakrętki od słoika… Klatka ta posiadała zbyt duży rozstaw prętów, a samiczka czuła się samotna, w związku z tym, uciekła z klatki i podreptała do kolegi – również trzymanego samotnie.
Właściciel nie był przygotowany na miot, z pewnością był tym faktem przestraszony. Nie chciał posłuchać moich rad, udzielanych telefonicznie, jak zajmować się maluchami.
Jego jedynym celem było, by oddać matkę z maluchami teraz, zaraz, jak najszybciej. Ze względu na obawy, że maluchom może stać się krzywda – podjęliśmy ryzyko przeniesienia matki tak wcześnie. Musieliśmy zrobić to szybko, dlatego, że może odtrącić maluszki ze stresu.
Po prawej zdjęcie z ogłoszenia. Jedyne, jakie się zachowało.

Z pomocą przyjaciółki udało Nam się dojechać do Sosnowca i znaleźć właściciela. Był szczerze przestraszony porodem samicy, sytuacja go przerosła. Dostałam samiczkę w klatce. Udało mi się poprosić, by owinął klatkę kocem, ponieważ była niska temperatura tego wieczora. Podczas, gdy jechaliśmy z maluchami do domu, cały czas miałam w głowie, że być może będzie trzeba uśpić miot. Z pewnością, jeśli okaże się za słaby, a matka nie będzie na siłach, by go odchować.
Dla mnie to był przede wszystkim swego rodzaju sprawdzian, czy poradzę sobie z tym aspektem prowadzenia hodowli. Odchowanie, a potem znalezienie dobrych domów, co wcale nie jest takie łatwe. A więc zaczęło się…
Lepszy czas
Dostałam mamuśkę w ciasnej klatce, przerażoną. Niestety z 14 urodzonych osesków jeden nie przeżył – prawdopodobnie drogi oddechowe maluszka zatkały się papką z rozmokniętego pelletu drzewnego, jeszcze zanim do mnie dotarł.
Dlaczego pellet był aż tak rozmoknięty?
Były właściciel nie posiadał poidełka, dlatego nalewał samicy wodę do wspomnianej wcześniej zakrętki. Samica przed porodem wijąc gniazdko. Wszystko noskiem spychała w kierunku ciasnego, drewnianego domku i przewracała ciągle wodę, a były właściciel na nowo wodę dolewał…


Po lewej klatka, w której przyjechały… Usunęłam już malutki, chomiczy drewniany domek i większość mokrego pelletu. Samica dostała szmatki dla poczucia bezpieczeństwa i klatkę okryłam ręcznikiem.
Czasu nie cofnę. Zmarłego maluszka wzięłam, zostało 13. Przede wszystkim teraz chciałam samicy nie przeszkadzać, jednak klatka okazała się tak brudna, że nie miałam wyboru i przeniosłam je bezpiecznie do nowej, odpowiedniej klatki.
W międzyczasie udało się ustalić, że wszystkie maluchy są zdrowe, część z nich ma pełne brzuszki, co oznacza, że mamusia karmi.
Po przeprowadzce od razu wzięła je do siebie. Mimo tak ciężkich warunków to były jej oczka w głowie.
Od tej pory zaczyna się wszystko układać 😉 Maluszki były w bardzo dobrej kondycji. Mamusia dostała kaszki, ogromny zapas białka – wszystko, co potrzebuje, by odchować miot adopcyjny. Jadła jak smok, a maluszki już nie były takie małe 🙂


Z dnia na dzień maluszki przybierały na wadze. Codziennie spędzałam z Nimi czas. Brykały, broiły, wszystko poznawały i wszystkiego smakowały!
Mamusia udowadniała codziennie, jak cudownie sobie radzi w tej nowej, nieznanej dla niej sytuacji. Próbowała zapanować nad zgrają szczęśliwej trzynastki tak dzielnie, jak tylko potrafiła 🙂
Oprócz mojej karmy podstawowej, dostawała również inne smakołyki na wzmocnienie. Dzięki temu maluszki rosły ładne i duże.
Ja za to nie mogłam się od ich słodyczy odkleić! 🙂

Pożegnanie
I nadszedł czas adopcji – mój pierwszy miot odchowany od zera, miot adopcyjny, mając ponad 5 tygodni wyruszył do nowych, dobrych domów.
Obecnie maluszki wraz z mamą mają się dobrze. Są szczęśliwe w nowych domach, a ja jestem szczęśliwa z tego, że trafiły na tak wspaniałych właścicieli.
Żyjcie zdrowo i długo, kochane maluszki!
Dzięki tej lekcji, upewniłam się, że to jest coś, co chcę robić przez najbliższe lata, stąd też po około pół roku powstała oficjalnie hodowla szczurów Z Chaty Strzygi. 🙂
Wyciągnęłam również jedną, najważniejszą lekcję: Odchowywanie miotu jest trudniejsze, niż wielu z Was myśli, więc jeśli kiedykolwiek zdarzy się Wam “wpadka” i samica w ciąży – dla jej bezpieczeństwa lepiej wykonać kastrację aborcyjną.
Maluchy odchowywane przez osobę bez doświadczenia będą słabsze i możecie im wyrządzić nieświadomie krzywdę. Warto o tym zawsze pamiętać.

Podobne wpisy

